Fotografia z albumu pani Klary Kurowskiej.
Budynek powstał w latach 1905-6.
W historii szkolnictwa w Bukowcu miał miejsce w 1904 roku incydent porównywany ze słynną sytuacją w szkole we Wrześni, który odbił się echem nawet w prasie niemieckiej. Opis tego wydarzenia zamieszczony został w wydawanym w Poznaniu Tygodniku Politycznym i Literackim, Ilustrowanym "Praca" (nr.34 z dnia 21sierpnia 1904 r.):
DRAMAT SZKOLNY W BUKOWCU
W zapadłej wśród lasów wiosce Bukówcu, położonej pod Nowym Tomyślem w W. Ks. Poznańskiem, a otoczonej zewsząd Niemcami, rozegrał się świeżo w miejscowej szkole dramat, przypominający głośną sprawę wrzesińską, dzięki nauczycielowi p. Maksowi Foersterowi, pochodzącemu spod Wrocławia i od dnia l-go lipca r. b. przysłanemu do Bukowca na posadę drugiego nauczyciela. Pierwszym nauczycielem jest tamże p. Staniszewski.
,Jeden z naszych współpracowników wysłany przez nas do Bukówca, celem zbadania sprawy na miejscu tak opisuje tamtejsze zajścia według opowiadania sołtysa miejscowego, p. Andrzeja Kromy:
Pan Foerster zaraz na początku objęcia swego urzędu ubolewał nad tem, że dzieci w szkole są nieposłuszne, a mianowicie chłopcy Koza i Domagała.
Domagała mając odebrać pewnego razu t. zw. łapy, wzbraniał się nauczycielowi wyciągnąć rękę celem. wymierzenia chłosty. Od tego czasu - zdaje się, czuł nauczyciel ku swym uczniom pewną nienawiść. Pan Foerster opowiadał o tern zajściu sołtysowi i prosił go, by z ojcem ucznia Domagały pomówił i nakłonił syna do posłuszeństwa wobec nauczyciela, a gdyby i to pomóc nie miało, obije chłopca ,,Kurz u. Klein!". Sołtys radził panu F., by o nieposłuszeństwie dzieci doniósł komisarzowi lub inspektorowi powiatowemu i ich poprosił o zawezwanie rodziców dzieci nieposłusznych do szkoły na termin; on bowiem (sołtys) przypuszcza, że rodzice o całej tej sprawie nic nic wiedzą.
Tymczasem nadeszły wakacje. Po wakacjach znęcanie nad dziećmi odbyło się w sobotę;, dnia 6-go b. m. W dniu tym miała się odbyć także lekcja gimnastyki, więc nauczyciel wyprowadził dzieci na miejsce ćwiczeń.- Ponieważ leżały tam kawałki szkła - a dzieci przeważnie były bez obuwia, więc zdarzyło się, że pewnemu chłopcu wdusił się kamień w stopę, a Domagale uwiązł kawał szkła w nodze. - Pan F. widząc, że dzieci zamiast wykonywać co każe - wyciągają sobie szkło z nóg, wpadł pomiędzy nie z prętem w ręku i bił j gdzie tylko:o trafił, a Domagałę, uchodzącego za hardego zbił bardzo jak również Klorka i Kozę. - Dzieci zaczęły krzyczeć i płakać z bólu.
Zaraz po ukończonej lekcji gimnastyki szedł Domagała ze synem swym w towarzystwie innych chłopców przez wieś.
Gromadkę tę spotkał po drodze Sołtys Kroma i zobaczył ku swemu niemałemu zdziwieniu chłopca Domagałę w poszarpanem ubraniu pobitego w głowę z blizną na ręku; ramię jego i szyja okryte były sińcami czarnemi i zielonemi. W drodze spotkał Domagała (ojciec) także nauczyciela F. i rozżalony robił mu wymówki, że tak pobił mu syna.
Pan F. uspokajał go, ale Domagała , oświadczył mu, że sprawę odda do prokuratora. Wtedy zmieszał się p. F. i chciał Domagałę odwołać na stronę, ale Domagała poszedł dalej. Następnie
ojciec odwiózł pobitego syna do fizyka Nowym Tomyślu. Fizyk, który jest Niemcem, dał świadectwo urzędowe, na mocy którego stary Domagałą wniósł skargę przeciw nauczycielowi do prokuraturyi Państwa. Ze swej strony nauczyciel zdał raporta swojej władzy;
Wskutek tego we wtorek dnia 9-go b. r. przybyli do Bukówca pod opieką żandarma, landrat powiatu nowotomyskiego Pan von Daniels , komisarz obwodowy p. v. Wulffen i zastępca inspektora szkolnego. Zarząd szkolny zwołany był telefonicznie; członkom zarządu oświadczono, że jeżeli nie wpłyną na rodziców i dzieci, w takim razie oporna dziatwa zostanie zabrana rodzicom i oddana do państwowych zakładów przymusowego wychowania.
Na powyższe oświadczenie odparł sołtys Krorma, że byłoby najlepiej aby zwołano natychmiast na termin rodziców dzieci pobitych i ich wysłuchano. Pan landrat kazał przywalać tylko Domagałę, i oświadczył że syn jego jest upartym i nieposłusznym w szkole. Na to odparł Domagała, że mu o tym przedtem nigdy nie mówiono, nadto oświadczył panu landratowi, że jako ojciec nie może w żaden sposób pozwolić na to, aby jego dziecko w szkole bito, siniono i na niem darto ubranie.
Następnie udał się pan landrat z dozorem szkolnym i innymi panami do lokalu szkolnego, w którym się właśnie odbywała nauka; na lekcji był także obecny chłopiec Domagała. - Pan landrat kazał sobie przedstawić chłopca i kazał mu się rozebrać celem oględzin ran i sińców.
Na tem skończył się termin. W każdym razie – kończy nasz sprawozdawca – jest rzeczą pewną, że rodzice pobitych dzieci chociaż z zakrwawionymi sercami, zachowywali się w całej tej sprawie spokojnie i nie dali żądnego powodu nawet do najmniejszych wykroczeń.
*
W powyższej sprawie piszą spod Opalenicy:
W ubiegłą niedzielę, dnia 14 tego bm. Poseł nasz dr Alfred Chłapowski z Bonikowa przybył do Bukówca, by przeprowadzić gruntowne badanie rzeczy tamże. Zebrali się ojcowie i matki i inni pełnoletni świadkowie i składali zeznania, które zostały spisane w celu podjęcia akcji obronnej, którą zorganizował poseł Chłapowski. Oczywiście przesądzać nie można. Być może, że rząd gdy prowadzący akcję obronną poczynią odpowiednie kroki, co w najbliższych dniach nastąpi, nie zechce brać na siebie odpowiedzialności a drugą Wrześnię i pana Maksa Foerstera usunie z Bukówca. W takim razie oczywiście musi się nasze społeczeństwo tem zadowolić.
W każdym razie sprawa cala rozwinie się na wielką skalę i będzie musiała być poruszona w sejmie. Poseł Chłapowski badał także osobiście blizny i sińce dzieci. Mianowicie mały Ignaś Domagała jest poturbowany tak, że trudno pojąć, iż dziecko ciężko nie zachorowało. Poseł Chłapowski dla większej skuteczności obrony zebrał jak największą ilość świadków pełnoletnich, tj. takich, których sąd będzie musiał zaprzysiąc. Między innymi zaznaczam, że są świadkowie, na to, iż oprócz znaków na ciele, które obecnie są widoczne mały Ignaś miał głowę opuchniętą od uderzeń. Są dalej świadkowie na to, ze nauczyciel z góry już zapowiadał swój zamiar bicia dzieci, a więc nie było to u niego uniesieniem chwilowem, lecz wykonaniem ułożonego planu. Zamiar swój wypowiedział p. Maks Foerster wobec sołtysa Andrzeja Kromy i wobec członka dozoru szkoły Maksa Dzięcioła.
Dzieci zeznają szczegóły wstrząsające. Łzy do oczu się cisną słuchając tych szczegółów, jakby wyjętych z sensacyjnej powieści, a jednak wyjętych z życia, z życia naszych braci na kresach.
Pomiędzy Wrześnią a Bukówcem zachodzi ta różnica, że we Wrześni mieli nauczyciele do czynienia z ludnością sporego miasteczka i że tam nie brakowało na informacjach dawanych obficie przez ludność samą. Tu zaś mamy do czynienia z wioską zapadłą wśród lasów, otoczoną zewsząd Niemcami. Właściciel Niemiec, urzędnicy Niemcy, a w dodatku nad ludem naszym potęga landrata, komisarza, schulinspektora i nauczyciela. Zaprawdę nie równa to gra, bo wobec tylu czynników stoi tylko biedny polski wieśniak i bose dziecko z pobitemi rączkami.
Nie zaraz, dopiero po upływie dni kilku szczegóły dramatu rozszerzyły się po prasie i to w dodatku najpierw fałszywe, podane przez „Post Ztg.”. Obecnie jednak Bukowiacy wiedzą już, że nie są sami na świecie, i że mogą liczyć na współczucie i pomoc w granicach możności całego społeczeństwa. To też po pierwotnym przygnębieniu otucha teraz wstępuje w ich serca i ufają, że może sprawiedliwość im się stanie. I oby się stała!.
Lecz jeszcze kilka szczegółów zeznań:
1) Ignaś Domagała pobity w głowę ma jeszcze ramię i szyję okryte sińcami czarnemi i zielonemi i bliznę na ręku. Ubrania poszarpane dwa.
2) Koza Roman, lat 14, zeznaje, że był duszony za gardło.
3) Józef Słociński ma blizny na ręku.
4) Wincenty Kańduła, lat 10, pobity.
5) Oskar Kupczyk, sierota, lat 8, nieobecny. O nim zeznają starsi, że nauczyciel przeciął mu ucho.